Tags

,

Kolejny lodowaty poranek. Budzę się późno. Jest sobota, więc nie ma się, po co śpieszyć z wstawaniem z łóżka. Tym bardziej, że w pokoju jest tylko +12. To w końcu połowa grudnia i nawet tu w Afryce Północnej odczuwa się nadchodzącą zimę. Krótka kąpiel pod bardzo gorącym prysznicem. Drzwi od łazienki szeroko otwarte, więc w pokoju trochę się ociepli. Ociągam się ze śniadaniem. Prawdę mówiąc nie mam za bardzo pomysłu na ten dzień. W końcu decyduję się na włóczęgę po historycznym centrum miasta. Mały plecak z mapą i kopią paszportu. Kiedyś ostrzeżono mnie abym nie nosił przy sobie paszportu ani kart kredytowych. Trochę to dziwne ostrzeżenie, ale w końcu mieszkańcy tego miasta wiedzą lepiej, co należy a co nie. Nie biorę tym razem aparatu fotograficznego. Kiedy robię zdjęcia, to zwiedzanie zamienia się w kadrowanie zdjęć i szukanie ciekawych obiektów. Dziś chcę delektować się miastem i jego zakamarkami. Załączone w tym wpisie zdjęcia były robione kilka dni wczesniej. 

Wychodzę z domu. Jest już po 10 rano, ale ciągle zimno. Słoneczny dzień, z błękitnym niebem przypomina mi polskie zimowe dni, kiedy to wyż z Rosji zalewa nas mrozem i często lodowatym wiatrem. Tu jest podobnie. Pomimo słońca kurczę się z zimna, zresztą przemarznięty po nocy w lodowatym mieszkaniu. Idę szybko dzielnicą ambasad i konsulatów. Wszędzie mury, wysokie mury, zza murów widać luksusowe wille a ponad murami zwisają ciężkie od owoców gałęzie mandarynek i pomarańczy. Wiele z tego sypie się na ulice. W kilku miejscach jest więc brudno i można się poślizgnąć.

Po godzinie, a może nieco krócej, dochodzę do centrum Tunisu. Tu widać duże zmiany. Po ostatnim zamachu na autobus policyjny w wielu miejscach na ulicy są zasieki z drutu kolczastego. Na głównej ulicy stanowiska obronne zrobione z worków wypełnionych piaskiem. Nie widać wprawdzie w nich żadnej broni, ale domyślam się, że w razie potrzeby karabiny maszynowe znajdą się tam w rekordowym czasie. Na ulicach wzmocnione patrole policyjne. Patrzę na nich i zastanawiam się skąd w nich jest tylu bardzo młodych ludzi? Przecież to prawie dzieciaki i jakie oni mają doświadczenie w walce z jakimkolwiek wrogiem? Przechodzę obok katedry, tej samej, którą swobodnie zwiedzałem kilka tygodni wcześniej. Teraz jest zamknięta na głucho i ogrodzona zasiekami z drutu kolczastego. Tu zresztą patrole są wyjątkowo mocne. Niedaleko położony kościół grecki też ma zamkniętą bramę i trzeba dzwonić aby dostać się do środka. Po chwili wpuszczają mnie. Widzę znajome twarze – Statkis właśnie przyszedł z nosidełkiem z kilkoma kubkami gorącej kawy. Marianna i dziewczyny, Vicky i Barbara, kończą ubierać choinkę. Jest jeszcze parę innych osób, których nie znam, ale już za chwilę wiem, kto jak się nazywa i kim jest. Mija godzina a może więcej na rozmowach, planach i ofertach – „przyjedź n wakacje na Kretę”, „lepiej przyjedź do Aten”, itp. Obiecuję, ale wiem, że niewiele z tego wyjdzie. Dla mnie lato w Polsce to głównie ogród i praca w nim. O wyjeździe mogę pomyśleć na jesieni lub zimą.

Żegnam się ze wszystkimi. Na pożegnanie ktoś mi śpiewa jakąś grecką piosenkę. Niby wesoła ta piosenka, ale … Nic nie rozumiem, ale domyślam się przynajmniej niektórych słów.

Wchodzę w zaułki el Medina. Tu już jestem jak w domu. Idę nie zwracając uwagi na sklepikarzy. Im dalej od strefy turystycznej tym lepiej. Wchodzę w dzielnice, przed którymi zawsze mnie ostrzegali znajomi. Jest jednak zupełnie inaczej niż mi to wbijano do głowy. Jest słonecznie i już nieco cieplej, ludzie też są pogodni i przyjaźni. Wypijam herbatę w jakiejś małej kawiarni, potem zwiedzam wnętrze starej madrasy. Do niedawna była to ruina, no prawie. Teraz prace restauracyjne są w pełnym toku. Widać, że będzie to miejsce poświęcone kulturze – są już stoliki, aparatura dźwiękowa, dużo krzeseł. Będą się tu odbywać koncerty, spotkania. Podziwiam przez chwilę podwórko madrasy – duży kwadrat z budynkami dookoła i podcieniem wspieranym kolumnami. Jest sporo ceramiki na ścianach. Płytki ceramiczne są mocno uszkodzone, ale za to kolorowo. Jest to najstarsza ceramika w el Medina i dlatego tak zniszczona.

el_medina 3

el_medina 4

Dochodzę do jednego z tych miejsc, gdzie można wyjść na dach el Medina. Takich miejsc jest kilka i przynajmniej niektóre z nich rozpoznaję bez problemów. Z dachu, jak zawsze widok na stare miasto, koszmarnie zagracone dachy, a dalej nowsze dzielnice Tunisu. Nad miastem pojawiły się chmury, ciemne i ciężkie. Szybko zmienia się pogoda w grudniu. Nie zdziwiłbym się gdyby zaczął padać śnieg. Ale coś takiego to tutaj wieka rzadkość. To już moje ostatnie spojrzenie na Tunis z tego miejsca, przynajmniej na dłuższy czas.

el_medina

Wracam powoli uliczkami, choć za bardzo mi się nie chce. Jeszcze obiad, a może to już kolacja, w małej restauracji. Restauracja trudno to tak nazwać, ale jak można inaczej? Kelnerka wita mnie już przy drzwiach z uśmiechem i stwierdzeniem „dawno już nie byłeś u nas”. Dostaję jakieś danie – jedno z trzech albo czterech jakie mają w dniu dzisiejszym. Jak zawsze smakuje wspaniale. Jedzenie bardzo ostre, ale tu tak właśnie gotują. Żegnam się z obsługą. Każdy kto był tu więcej niż dwa razy to już znajomy.

el_medina 2

Powrót do Mutuelle Ville, do mojego mieszkania. Idę już nieco ciemnymi ulicami. Świateł jeszcze nie zapalono, a więc trzeba uważać, co jest pod nogami. Po drodze mijam synagogę żydowską. Tu też są porządne zasieki i strażnicy z karabinami. Ludzie na ulicy mijając synagogę najczęściej przechodzą wcześniej na drugą stronę ulicy. Po co się narażać na nieprzyjemności.

Wreszcie docieram do domu. Tu światła na ulicy są zapalone. Kolejny dzień za mną. Ostatni dzień w Tunisie. Jutro odlot.

Tunis, 12/12/2015