Tags

Jest już późny wieczór, właściwie to już noc. W grudniowy czas wieczory z łatwością zlewają się z nocą. Czasem trudno jest powiedzieć, czy to jeszcze dzień, czy już noc? Teraz jest z pewnością noc. Wnuki korzystają ze świąt i oglądają Wojny Gwiezdne. Siadam, aby w ciszy napisać te kilka zdań. W tle wieczoru brzmi Souvenance. Tym razem Anouar Brahem przeszedł samego siebie. Ta kombinacja saksofon i oud daje w jego muzyce niezwykły efekt.
Próbuję zebrać moje myśli. Jak bardzo zmieniła się muzyka, której słucham? Kiedy rozmawiam z moimi kolegami zdumiewa mnie to, że oni cały czas słuchają Bitlesów, Armstronga, i paru innych rzeczy, o których ja już dawno zapomniałem, a których nie jestem nawet w stanie słuchać teraz po latach. Oni ciągle stoją w miejscu, podczas gdy ja ciągle dryfuję w świecie muzyki napotykając, co jakiś czas, różne cudowności. Trudno powiedzieć od czego to się zaczęło i na czym to się skończy?
Od jak dawna pamiętam, zawsze była w moim życiu muzyka. Czasem łatwiejsza, czasem trudniejsza, ale zawsze była i ciągle jest. Kiedyś tam byli Cyganie z ich muzyką, potem nocne słuchanie radia Skopie z muzyką macedońską. Była również przelotnie muzyka kresów – Łemkowyna, muzyka z Karpat, Bułgarii i Rumuni.
Kiedyś, jeszcze podczas gdy mieszkałem w Polsce, zakopałem się na dobre w muzyce cerkiewnej i chorale gregoriańskim. Trwało to przez wiele lat, bardzo wiele i trwa jeszcze teraz.Pewnego popołudnia, na ulicy, w Cairns w Australii, usłyszałem dziwnie zawodzące dźwięki. Przypominało to trochę skrzypce. Poszedłem więc za odgłosami i tuż za rogiem ulicy zobaczyłem młodego chłopaka grającego na czymś co przypominało instrument zrobiony z puszki od piwa i patyka. Dźwięki tego instrumentu były fascynujące. Kupiłem od niego płytę. Grajek nazywał się Carl Chang, a instrument nosił nazwę er-hu. To był początek mojej wędrówki muzycznej przez Azję.
Innego dnia, również w Cairns (było to najbliższe miejsce od Nowej Gwinei, gdzie można było wtedy kupić CD), znalazłem się w sklepie muzycznym i tu zauważyłem interesującą okładkę na CD. Nie wiem jak to jest z innymi ludźmi, ale w moim przypadku interesująca okładka zawsze zwraca moją uwagę na płytę lub książkę. Tym razem było to coś nowego, Kitaro – Heaven & Earth, czyli niebo i ziemia. Wtedy nie znałem jeszcze Kitaro. Poprosiłem o włączenie płyty, ale nie na słuchawki, tylko na głośniki. No i zaczęło się. Po pierwszych dźwiękach większość kupujących zamarła nasłuchując. Po pierwszym mocniejszym akordzie parę osób było już jak zaczarowanych. Jakaś dziewczyna obok mnie powiedziała tylko tyle „to był bardzo mocny kawałek”. Rzeczywiście był mocny, a CD było już moje. Potem było wiele lat polowania na muzykę Kitaro. Szukałem jej w Singapurze, Hong Kongu, Szanghaju i wielu innych miejscach w Azji. Udało mi się zebrać chyba prawie wszystko co kiedykolwiek Kitaro stworzył? Jego Silk Road, czyli Jedwabny Szlak jest tak fascynujący, że mogę go słuchać o każdej porze dnia i nocy. Niektóre fragmenty są trochę przygnębiające, ale tylko przez chwilę. Po kilka dniach można ich słuchać od nowa. Zresztą posłuchajcie sami.

Przy okazji Kitaro było paru innych instrumentalistów muzyki elektronicznej, ale żaden z nich nie został na dłużej w moje uwadze.
Jeszcze będąc w Polsce nagrałem sobie na taśmę nocną audycję zespołu Dead Can Dance – Garden Of The Arcane Delights. Słuchałem tego jak objawienia. Wiele lat później, również w Australii, znalazłem kilka płyt tego zespołu. Innym razem będąc w sklepie muzycznym w Macao zgarnąłem z półki kilkanaście innych CD Lisy Gerrard i zespołu Dead Can Dance. Podobno leżały na półce od dłuższego czasu i nikt ich nie kupował. Może Chińczycy nie lubią tego rodzaju muzyki? Dla mnie to było prawie archeologiczne znalezisko. Ich płyty były rzadko osiągalne w innych, mniej chińskich, miejscach. Teraz nocne wędrowanie z Lisą Gerrard jest jedną z przyjemniości mojego życia.

Bliski Wschód przyniósł zupełnie inne wrażenia muzyczne. W sklepach muzycznych Emiratów można było znaleźć wszystko z dość szeroko pojmowanego regionu. Była tu nie tylko muzyka arabska i perska z całym jej bogactwem, ale również dużo muzyki europejskiej. Przez jakiś czas zatrzymałem się na Dalarsie, greckim śpiewaku o dość silnym, trochę przejmującym głosie. Przy śpiewie Dalarasa napisałem dwie książki. Dalaras to również Theodorakis z jego niezwykłą Litanią I i II. Obie Litanie to muzyka z pogranicza Bałkan i Bliskiego Wschodu. Czego tam jest więcej?

Również z pogranicza jest Ross Daly. Ten tajemniczy muzyk irlandzkiego pochodzenia mieszka na Krecie od wielu lat. Na początku jego twórczości była rzeczywiście muzyka grecka, bardzo etniczna. Potem sięgnął znacznie dalej – do Azji Środkowej, Pakistaniu, Afganistanu, Turcji i Iranu. Bardzo chropowata jest ta jego muzyka, ale płynie jak rzeka i trudno się jej oprzeć. Czasem jest wolna, jakby leniwa, czasem wartka i porywająca człowieka ze sobą. Kiedy słucham jego koncertów ciągnie mnie do tej tajemniczej krainy – Azji Środkowej. Tam jest kolebka naszej cywilizacji – Mezopotamia, a my tak mało o niej wiemy. Dajcie się porwać na chwilę zespolowi Rossa Daly. Warto zapomnieć się na chwilę. Na filmie (poniżej) ten z długimi białymi włosami to Ross Daly. Obok niego, Kelly Thoma, Greczynka, wychowanka Rossa Daly, urodzona w Pireusie (http://www.kellythoma.com/). Od kilku lat jest częścią zespołu.

Natomiast grana jest muzyka perska.


Kiedy nastąpiło przesycenie muzyką grecką zacząłem zwracać się w kierunku bardziej arabskiego nurtu. Najpierw odkryłem Fairuz z jej bogactwem utworów z Libanu, a potem siostrę Marie Keyrouz ze śpiewem z kościoła Maronitów i całym, wręcz nieprawdopodobnym, bogactwem pieśni religijnych tego regionu. Fascynacja śpiewem Marie Keyrouz wróciła mnie do muzyki i śpiewu cerkiewnego, bizantyjskiego, chorału gregoriańskiego, armeńskiego (Lusine Zakarian), a nawet serbskiego Divna Ljubojevic). W tym miejscu chyba zamknęło się jakieś koło w moich wędrówkach muzycznych.

No, ale to było tylko jedno koło. Na Bliskim Wschodzie poznałem oud i grającego na nim Munira Bashira. Oud nieco podobny do gitary ma głębszy i niższy dźwięk. Munir Bashir z jego koncertem w Budapeszcie z potrafił zaczarować wielu. To była moja kolejna fascynacja. Oczywiście byli inny grający na tym instrumencie, ale Munir Bashir był tylko jeden. Nawet jego syn, Omar, nie potrafi zagrać na ludzkich zmysłach. Jest jeszcze Naser Shama, ale to już nieco inny rodzaj muzyki.

Kilka lat temu odkryłem Anouara Brahem. Tym razem to już wątek tunezyjski. Brahem jest kompozytorem i muzykiem z kręgów zbliżonych do Francji. Często występuje w telewizji francuskiej. Jak można się więc spodziewać, jego muzyka jest z pogranicza arabsko-europejskiego. Trochę zbliżona do jazu, ale z elementami muzyki arabskiej. Jest tu więc oud z jego głębokim brzmieniem, ale jest również saksofon. Brzmi to dość fantastycznie, ale warte jest słuchania.

Zastanawiam się czy było coś jeszcze warte wspomnienia w tym miejscu. No oczywiście, mój przyjaciel Rafik Hakan Talu – kompozytor i muzyk z Istambułu. Nasza znajomość, a potem przyjaźń, zaczęła się od jego płyty Remembering Galata Mevlevihanesi. Ta nostalgiczna muzyka, jak zresztą większość muzyki tureckiej, potrafi zapaść na dłużej w ucho słuchającego. W dawnym imperium Osmańskim ten rodzaj muzyki stosowano w szpitalach psychiatrycznych do wyciszenia pacjentów. Była wtedy nawet cała gałąź medycyny opartej na muzyce. Podobno efekty były znakomite. Z Hakanem spotkałem się po raz pierwszy w 2012. Potem byłem jego gościem w studio radiowym, potem na jednej z prób jego zespołu Sozsaz Istanbul. Były rozmowy, ciekawe dyskusje na temat innego muzyka z Hiszpanii, który nagrywa koncerty muzyki osmańskiej zniekształcając ją przy tym niemiłosiernie – czego się nie robi dla popularności i pieniędzy?

Pewnie za parę miesięcy znowu znajdę się w Istambule, może znowu spotkam się z Hakanem? Pójdziemy gdzieś na turecką herbatę i spędzimy parę godzin rozmawiając. On mi opowie o swoich nowych projektach muzycznych, a ja mu opowiem o mojej nowej książce o Istambule. Może będzie już wydrukowana, wtedy zawiozę mu jej egzemplarz. Jak zawsze, bardzo się ucieszy. Do zobaczenia Hakanie, w przyszłym roku w Istambule.