Tags

, , ,

W ostatnich latach prasa w różnych krajach, również i w Polsce, donosi o fantastycznych wynikach koreańskich uczniów w matematyce i innych dyscyplinach. Podobnie mówi się o wynikach uczniów w Chinach oraz na Taiwanie. Proponuję, abyśmy spojrzeli na kształcenie nauczycieli matematyki w Korei oraz na ich uczniów i zobaczyli, jakie są prawdziwe koszty koreańskiej edukacji?

Status nauczyciela liczy się

W większości krajów azjatyckich nauczyciel jest bardzo szanowaną osobą. Tak było dawniej i tak jest teraz. W społeczeństwie uważa się, że nauczyciel to jest ktoś bardzo ważny, i co ważniejsze, mądry. Dla ucznia nauczyciel jest prawie bogiem, a szacunku, jaki mają nauczyciele azjatyccy wśród uczniów trudno doszukać się w krajach Zachodu. Nauczyciel w rodzinie jest chlubą dla całej rodziny. Podnosi jej prestiż i pozycję w społeczeństwie. Relacja nauczyciel-uczeń może być korzystna dla obu stron. Splendor dobrego nauczyciela spada również na jego ucznia. Często mówi się z dużym szacunkiem o kimś, że jest to uczeń tego czy innego nauczyciela. Podobnie jest w relacjach w drugą stronę. Nauczyciel, zazwyczaj były nauczyciel, cieszy się ogromnym szacunkiem, jeśli jego uczeń jest kimś ważnym w społeczeństwie. Nauczyciele w Korei mają stosunkowo wysokie pensje, formalnie aż dwa miesiące urlopu, oraz wiele innych dobrodziejstw. To jest jedna strona medalu. Popatrzmy teraz jak dochodzi się do statusu nauczyciela.

Na początek szkoła

Uczeń w Korei Południowej nie ma łatwego życia. Już na wstępie jego szkolnego życia zaczyna się konkurencja pod każdym względem. Są szkoły lepsze i gorsze. Dostanie się do lepszej szkoły jest ważne i o to jest walka na początek. Rano uczeń idzie do szkoły rządowej, gdzie wymagania są zazwyczaj bardzo duże. Po lekcjach uczeń idzie do kolejnej szkoły, tym razem prywatnej, gdzie uczy się matematyki i angielskiego. Takich szkół są tysiące. Bardzo często stojąc na skrzyżowaniu ulic w najbliższym otoczeniu widzimy 3 lub 4 szyldy szkół prywatnych. Dobre szkoły prywatne są oblężone do tego stopnia, że miejsce w nich trzeba rezerwować wiele miesięcy lub nawet lat naprzód. Nauka w takich szkołach trwa do późnych godzin wieczornych. To jeszcze nie koniec. Po powrocie do domu uczeń jest zazwyczaj mobilizowany, najczęściej przez matkę, aby jeszcze spędził trochę czasu nad podręcznikami. Koreańskie matki są bardzo ambitne. Częstym faktem jest wymaganie od ucznia, aby spał nie więcej niż pięć godzin na dobę – „będziesz spał 5 godzin to masz szanse zdać egzamin wstępny na uczelnię, jeśli śpisz 6 godzin lub więcej to z pewnością nie zdasz egzaminów, będziesz miał kiepską pracę, i co ważne, brzydką żonę”. To mówi mi jeden z moich kolegów wspominając swoje szkolne lata. Inny dodaje natychmiast – „a moja matka pozwalała mi spać 6 godzin”. Z tymi ładnymi i brzydkimi koreańskimi matkami jest jeszcze jeden problem. One lubią mieć pełną kontrolę nad finansami rodziny. Wiele z nich wymusiło, aby pensja męża wpływała bezpośrednio na konto żony natomiast mąż ma tylko kartę kredytową z ograniczonym limitem. Kobieta decyduje o najważniejszych sprawach związanych z domem m.in. wyborem szkoły dla dzieci i kontrolą ich wyników. Mąż w tej sprawie ma najczęściej tylko głos doradczy.

Wymagania rodziców w stosunku do dzieci są bardzo duże, ale dotyczą one głównie matematyki i angielskiego. Nie zwraca się zbyt dużej uwagi na wrodzone talenty dziecka. Rzadko zdarza się, aby dziecko było wysyłane na prywatne lekcje muzyki, malarstwa, itp. matematyka i angielski są najważniejsze. Na hobby, czy lżejsze lektury, uczeń nie ma czasu. Moi koledzy mówią mi, że koreańscy uczniowie są najlepsi w matematyce, ale jej nienawidzą. Trudno się dziwić. Przypuszczam, że gdyby zajmowali się trochę mniej matematyką to też nie byliby gorsi w niej, ale mieliby czas na rozrywki i sport. Z angielskim jest znacznie trudniej. Znakomita większość Koreańczyków nie zna angielskiego, a jak zna to bardzo słabo. Wymowa słów angielskich jest dla nich poważnym problemem. Po prostu ich żuchwy nie są przystosowane do wymawiania zachodnich dźwięków. Podobnie jest ze słyszeniem słów angielskich. Wymowa angielska jest dla nich jak fala dźwiękowa, w której od czasu do czasu uda się rozróżnić jakieś słowo. My zresztą też mamy poważne problemy z usłyszeniem kogoś, kto mówi po chińsku czy koreańsku.

Zawsze zdumiewam się patrząc na puste place zabaw i różnego rodzaju boiska publiczne. Nie zdarzyło mi się widzieć tu chmary dzieci grających w cokolwiek. Przypominam sobie obrazki z Polski, czy Abu Dhabi, gdzie gromadki dzieciaków grają w piłkę na dosłownie każdym wolnym kawałku ziemi. Tu tego nie widać. Nie ma chmar dzieciaków cieszących się życiem i sportem. Nie ma tej dynamicznej radości z wbitego gola czy dobrze podanej piłki. Koreańskie dzieci nie mają czasu na takie rzeczy, ani w czasie roku szkolnego, ani nawet w wakacje. W czasie wakacji boiska i place zabaw również świecą pustkami. Rano patrzę na dzieciaki idące do szkoły. Idą powoli, noga za nogą, zazwyczaj z jakimś papierem lub zeszytem w ręku, powtarzając zadane lekcje. Moi koledzy mówią mi, że w Korei Południowej jest największy procent samobójstw na świecie. Kiedyś słyszałem, że w Japonii. Nie, to podobno właśnie Korea w tym przoduje.

Potem studia

No i wreszcie dochodzimy do uczelni wyższej. Tu konkurencja jest znowu gigantyczna. Tak naprawdę to liczą się trzy uczelnie wyższe określane, jako SKY. Są to Seoul National University, Korea University oraz Yonsei University. Nazwa SKY została utworzona od pierwszych liter nazw tych uczelni. W świadomości Koreańczyka SKY znaczy tyle, co niebo i wiadomo, że dostanie się tam za życia jest niemożliwe. W rzeczywistości zdanie egzaminu na jedną z tych uczelni uważa się z cud. Ktoś, kto dostał się na jedną z tych uczelni jest traktowany przez otoczenie, jako osoba specjalna, z dumą nosi mundur uczelni, aby się wyróżniać wśród rówieśników. Jego rodzina też chodzi w glorii.

Jak jest, zatem z przyszłymi nauczycielami, w tym również nauczycielami matematyki? W Korei Południowej istnieje kilkanaście uniwersytetów pedagogicznych. Moi koledzy wspominają o 16 lub 17, a więc tylu ile jest prowincji w tym kraju. Wikipedia wylicza 15 uczelni wyższych mających w nazwie ‘National University of Education’. Podobno jest ich znacznie więcej. Są również prywatne uczelnie kształcące nauczycieli. To tyle w kraju o populacji 48.8 Miliona ludzi. Przypominam, w Polsce aktualnie mamy 38.3 Miliona i dokładnie jedną państwową uczelnię ze słowem ‘pedagogiczna’ w nazwie. Wszystkie inne przekształciły się w akademie lub uniwersytety. Podobno większy prestiż? Tylko czy rzeczywiście to jest najważniejsze?

Wymienione tu uczelnie pedagogiczne w Korei mają status uniwersytetu i są rzeczywiście poważnymi uczelniami wyższymi. Dostanie się do nich nie jest łatwe. Konkurencja jest bardzo duża. A potem zaczyna się znowu ten sam znany nam z koreańskiej szkoły proces – wykłady, prace domowe, nauka własna, i od nowa to samo. Pomimo fantastycznych obiektów sportowych na uczelniach raczej rzadko widzi się studentów uprawiających jakiś sport. Nauka wypełnia im czas prawie bez reszty.

Moi studenci są nauczycielami pracującymi i jednocześnie kończącymi drugi stopień studiów (tzw. graduate study). Ich postawa jest pod wieloma względami zdumiewająca. Na 10 minut przed rozpoczęciem wykładu wszyscy siedzą na swoich miejscach i czytają notatki z poprzedniego dnia. Nie zdarzyło mi się, aby w czasie semestru kiedykolwiek i ktokolwiek spóźnił się na zajęcia, choć o minutę. Takich rzeczy tu nie ma. Tak pilnych i zdyscyplinowanych studentów jeszcze nie widziałem. W poprzednim semestrze wykładałem ‘modelowanie matematyczne’. Pokazywałem za pomocą szkolnej matematyki można modelować zjawiska finansowe, z jakimi mamy do czynienia, na co dzień w życiu. Wykład i ćwiczenia do niego zostały przyjęte bardzo entuzjastycznie. Jeden z moich studentów skomentował ‘wreszcie mogę pokazać uczniom, dlaczego warto uczyć się matematyki’. W kolejnym semestrze wykład dotyczył technologii komputerowych w nauczaniu matematyki. Wykorzystujemy Geometer’s Sketchpad i GeoGebrę do badania różnych wspaniałości w architekturze i sztuce Azji. Okazuje się, że to jest pierwszy raz, kiedy ktoś pokazuje na żywo jak można nauczać matematyki z tymi programami. Po kilku zajęciach studenci zdecydowanie rezygnują z GeoGebry. Dla nich Sketchpad jest znacznie wygodniejszy i łatwiejszy. Na koniec daję im dość skomplikowany przykład do skonstruowania. Zrobili i to wyjątkowo dobrze.

Na jednej z przerw pokazuję im czasopismo ‘Matematyka w szkole’. Właśnie dostałem ostatni numer of wydawcy. Nauczyciele oglądają go z wielkim zainteresowaniem. ‘Nic takiego u nas nie istnieje’ mówi mi ktoś. Pokazuję im polski podręcznik matematyki na serwerze www.epodreczniki.pl. Znowu zdumienie, że coś takiego jest dostępne dla każdego i nie trzeba za to płacić. Podobnie zareagowali moi koledzy – profesorowie uczelni. Podobno był kiedyś taki pomysł w Korei, ale zabrakło funduszy.

Wreszcie koniec nauki na uczelni. Teraz trzeba zdać egzamin kwalifikujący do pracy w szkole. Egzamin jest bardzo trudny. W różnych latach zdaje go od 2/3 do 3/4 przystępujących do niego studentów. Co z tymi, co nie zdali? Czekają rok na kolejny egzamin, żyjąc i studiując na własny koszt, i przystępują ponownie. Jak wyjdzie to zaczyna się nowy etap w życiu. Jak nie wyjdzie, to można spróbować jeszcze raz za rok lub poszukać sobie innej pracy. Czasem uda się znaleźć etat w jakiejś prywatnej szkole. Dalej jest różnego rodzaju dokształcanie się – kursy, wakacyjne wykłady na uczelniach, konferencje pedagogiczne.

Wreszcie praca

Moi studenci, pracujący nauczyciele, mówią mi, że zostaje im bardzo niewiele czasu na prawdziwe wakacje. A jak już coś zostanie to, po takim maglu, nie zawsze wiedzą jak ten czas wykorzystać. Ile godzin dziennie pracuje nauczyciel? Różnie, zależy to od szkoły, dyrektora i pewnie paru innych czynników. Jedni mają wiele lekcji, inni z kolei trochę mniej, ale muszą zostać po lekcjach w szkole i pomagać uczniom potrzebującym takiej pomocy. Często uczeń musi płacić za taką pomoc i są to pieniądze wpływające do kasy szkoły. Część ich wraca w jakiejś formie do nauczyciela. Przypomina to trochę nasze korepetycje, ale tu mają one sformalizowaną postać.

Koreańczycy pracują bardzo dużo, więcej niż my w Europie. Znacznie więcej. A jak już skończą pracowity dzień to często idą do restauracji, gdzie często się upijają. Zastanawiam się czy ludzie tutaj mają jakieś hobby, ot zbieranie czegokolwiek, sport, czy coś, co ich pasjonuje? Niektórzy mają. Wśród moich kolegów na wydziale znalazłem dwóch uprawiających łucznictwo. Jeden zachodnie, a drugi koreańskie łucznictwo tradycyjne. Po paru rozmowach orientuję się, że uprawiają to łucznictwo, ale raczej sporadycznie. W wolnych chwilach szukam w mieście księgarni. Po dłuższym szukaniu znajduję jedną. W Seoulu nie udało mi się znaleźć żadnej. Pewnie są ukryte w jakimś centrum handlowym? Patrzę, co jest w księgarni? Głównie książki poważne, podręczniki szkolne, opracowania polityczne, i sporo materiałów szkolnych. Patrząc na to zastanawiam się czy ludzie tutaj czytają normalne książki – powieści, poezję, itp. Szukam tutaj ogrodów, takich jak w Polsce czy Anglii, gdzie ludzie cieszą się z uprawianych kwiatów, własnych warzyw, … Nic takiego nie widzę. Pytam więc znajomych. Tu mało kto ma czas na ogródek przy domu? Od tego są odpowiednie firmy ogrodnicze – przychodzą, robią swoje, biorą odpowiednie pieniądze i problem ogródka jest załatwiony. Właściciel może skoncentrować się na pracy, tylko pracy, zarabianiu pieniędzy i wydawaniu pieniędzy na edukację dzieci albo wnuków. Owszem są dobre samochody, ale to już tak z obowiązku podtrzymania statusu społecznego, czy wygody własnej.

Wreszcie emerytura

Co dalej, gdy praca skończona? Czas na emeryturę, tylko wtedy mało kto wie co ma ze sobą zrobić. Najczęściej jednak do głosu dochodzą pieniądze. Przecież są wnuki, one muszą mieć dobrą szkołę, najlepiej w Seoulu, dzieci muszą mieć nowe samochody, itd. Tak więc jak długo to możliwe nauczyciel zostaje przy swojej pracy. Jeśli to z jakiegoś powodu nie jest możliwe, to są jeszcze prywatne szkoły, gdzie można znaleźć posadę. Jeśli i to zawiedzie, to można otworzyć swoją prywatną szkołę rachunków (tak to się tu nazywa) i tak ciągnąć aż pewnego dnia …

Dokończenie

Po kilku tygodniach wykładów na KNUE zbliża się mój dzień wyjazdu. Dziekan po raz któryś proponuje mi abym został tu na dłużej. Oferuje mi dobre warunki i dużą pensję. Dziękuję, i odpowiadam, że się zastanowię. Odpowiadam tak, a nie inaczej, bo inaczej jakoś nie wypada. Wiem jednak, że wolę moją emeryturę w Polsce i mój czas na uprawianie ogrodu, pisanie i czytanie książek, oraz wędrowanie po górach. To, co z tego, że mam wnuki i one też chodzą do szkoły. One też mają swoich rodziców i niech teraz ich rodzice się o nich martwią.

23/01/2015 Korea Południowa