Tags

, ,

Singapur ma to do siebie, że nie zauważa się upływu czasu. Dzień za dniem mijają na wędrowaniu, rozmowach z rodziną, czytaniu i pisaniu. Zacząłem tworzyć nową książkę. Wydawało się, że będzie to banalna robota – zebrać w jedną całość kilkadziesiąt wzorów geometrycznych z różnych stron świata i dać do nich trochę wyjaśnień. Ot taka trochę bardziej inteligentna kolorowanka. Tymczasem ze mną nie jest tak prosto. Musiałem przemyśleć każdy wzór, zrekonstruować go bardzo dokładnie, wyszukać wiarygodne opisy, itd. W sumie to, co udało mi się zrobić w Singapurze to był tylko początek. Całą resztę miałem kontynuować już w Polsce.

Tymczasem zrobił się czas na powrót z Singapuru do zimowej Polski. Późnym wieczorem 23 lutego, wyjeżdżamy z Jędrzejem na lotnisko. Najpierw autobus, potem metro i już jest nasze ulubione lotnisko tego świata. Tu bywaliśmy najczęściej w drodze z Nowej Gwinei do Polski. Tu zatrzymywaliśmy się na krótkie postoje przesiadkowe. Wreszcie tu, kiedyś dawno temu, kupiłem całą moją kolekcję książek Lin Yu Tanga. Dostałem wtedy gigantyczną zniżkę gdyż sprzedawczyni, Chinka, była również miłośniczką tego autora.

Żegnam się z synem. On musi jeszcze wrócić do domu i zdążyć na ostatni autobus do Clementi Woods. Ja tymczasem idę przez wszystkie kontrole i dalej już mam uroki lotniska w Singapurze. Ja dawniej, przeglądam księgarnię. Niestety nic ciekawego. Sama polityka i trochę tzw. home design. Za chwilę czas wchodzić do samolotu.

Nocny lot z Singapuru był cichy i bardzo spokojny. Jak zawsze Emirates Airline pokazała swoją klasę. Nie był to wprawdzie ten oczekiwany Airbus A330-200, a tylko Boeing 777-300ER, ale i tak było dużo miejsca i komfortowo. Przez większość czasu spałem, budzono mnie tylko na jedzenie i dalej spanie. Do Dubaju dolecieliśmy sporo przed czasem. Widocznie wiatr był w plecy? Dalej, jak zwykle na lotniskach, kontrola anty-coś tam. Nikt nie chciał abym cokolwiek wyciągał z torby podróżnej. Laptop, komórka i wszystko inne przejechało przez rentgena w torbie bez najmniejszego problemu. Nawet nie musiałem wyciągać paska ze spodni. No i po paru minutach już jestem w korytarzu lotniska. Wszędzie tłum ludzi pomimo nocnej godziny. Na tym lotnisku chyba nigdy nie ma takiej chwili, kiedy korytarze zupełnie pustoszeją. Idę więc przez całą długość korytarza. Trzeba rozprostować nogi po tak długim locie. Po dobrej pół godziny dochodzę na drugi koniec długiego korytarza.

Po drodze zatrzymuję się, aby wysłuchać porannego wołania na modlitwę. Właściwie jest to forma wołania-śpiewu. W Abu Dhabi, czy dowolnym innym miejscu na Bliskim Wschodzie, zawsze zatrzymywałem się, aby wysłuchać tego wołania. Nazywa się to adhan, czasem używana jest nazwa azan, a w Turcji ezan. Tym razem był to to mój ulubiony bardzo melodyjny głos. Taki spotykałem tylko w Emiratach. W innych krajach wołanie na modlitwę jest śpiewane bardziej szorstkimi głosami.

Kiedy śpiew się kończy z żalem idę dalej. Tu na zupełnym końcu korytarza było dawniej miejsce nijakie. Opodal jakieś restauracje, a w tej okolicy zazwyczaj było pusto i zupełnie nieciekawie. Tymczasem teraz spostrzegam jakiś ogródek i stojące w nim trzy gliniane amfory pokryte ładnym wzorem gwiazd i rozet. Ot typowy wzór islamski. Na lotnisku w Dubaju jest to nowość. Wyciągam więc aparat i robię kilka zdjęć z różnych stron. Dalej z tyłu za amforami dostrzegam coś niebywałego. Jest tam nowy plac zabaw dla dzieci. Tylko zupełnie nietypowy. Stoi tu kilka dużych białych prostopadłościanów pokrytych mało widocznym wzorem. Biały wzór na białym tle nie jest zbytnio widoczny. Dookoła tłum ludzi, chodzą, śpią na tym placu zabaw i nikt nie dostrzega niezwykłości i urody tego miejsca. Przypomina mi się przysłowie o perłach i wieprzach. Może niezbyt na miejscu, ale takie właśnie miałem w tym momencie skojarzenie. Te wielkie prostopadłościany były niczym innym jak nawiązaniem do Mekki i słynnej Kaaby. Tylko prawdziwa Kaaba jest czarnym prostopadłościanem i jest jedna. Tu mamy kilka prostopadłościanów i na dodatek białych. Ale skojarzenie jest dość oczywiste.

Obchodzę plac zabaw dookoła. Robię dużo zdjęć. Jest dość ciemno, więc stosuję technikę zdjęć seryjnych sklejanych potem w jedno, ale i takwiele z nich może być nieudana. Ludzie patrzą na moje fotograficzne eksperymenty z pewnym zdziwieniem. No, bo co można zobaczyć w takich dużych klockach? Dla mnie mają one duże znaczenie. Z artystycznego punktu widzenia jest to ogromna rzeźba. Natomiast to, co widzę na ścianach tej rzeźby jeszcze bardziej niezwykłe. Już wiem, że jest to kolejny eksperyment w sztuce islamskiej. Mamy tu kilka różnych typów wzorów geometrycznych, tzw. Islamic geometric patterns, połączonych w jeden wzór. To nie jest prosta sztuka. Każdy z tych wzorów używa różnych symetrii, więc połączenie ich w taki sposób, aby tworzyły jeden wzór jest naprawdę trudne. Już kiedyś to ćwiczyłem. Ja wprawdzie łączyłem ze sobą znacznie prostsze wzory w obrębie symetrii ośmiokąta, ale i tak zajęło mi to kilka godzin. Tu mamy mało spotykane symetrie, np. siedmiokąta, połączone w bardzo płynny sposób.

Po przyjeździe do Polski pierwsze, co robię, to wysyłam moje zdjęcia do kolegów – Jean-Marca z Francji i Tonyego z UK. Obaj są artystami międzynarodowej klasy i obaj są podekscytowani tym znaleziskiem. Czegoś takiego jeszcze nie było. Przez kilka dni dyskutowaliśmy ten projekt. Jeden z nich, Jean-Marc, przysłał mi moje zdjęcia z naniesionymi swoimi komentarzami. Oto one:

dubai_airport_01

Tu mamy połączenie elementów o 4, 5, 6, 7 i 8 wierzchołkach

dubai_airport_02

Tu jest ciagła transformacja od figur o 4 wierzchołkach do tych o 8 wierzchołkach

Spędziłem sporo czasu kontemplując ten osobliwy pałac zabaw. Mało brakowało abym się spóźnił na mój samolot do Warszawy. Dalej znowu długi lot i znowu spanie. Tyle jeszcze nie spałem w żadnej podróży. Wreszcie Warszawa. Mało przyjemna pogoda. Witaj klimacie Europy Środkowej.