Tags

,

Skoro już jestem tak daleko od Tunisu, to warto wykorzystać chwilę i zobaczyć niedalekie centrum turystyczne i wczasowe – Mahdię. Od czasu ataku na plażę w Tunezji, a właściwie dwóch ataków terrorystycznych na turystów w tym kraju, w ostatnich latach, Mahdia przechodzi poważny kryzys. Podobnie jest w wielu innych miejscowościach turystycznych. Wspaniałe hotele świecą pustkami, ogromne plaże są wyludnione. Wprawdzie pojawiają się odważni, którzy mimo złych wspomnień z ostatnich lat, przyjeżdżają na urlop do Tunezji. Takich odważnych jest jednak niewielu.

Kiedy przyjeżdżamy do Mehdii, to pierwsza rzecz, która nas uderza jest pustka. Pustka jest wszędzie. Liczne kawiarnie przy ulicy są puste, czasem siedzi tam kilka osób, zresztą głównie miejscowi. Przed hotelami nie widać zbyt wielu osób. Na długiej plaży widać sporadyczne osoby. Gdzieś niedaleko kąpie się jedna osoba. To wszystko.

DSCF0887 DSCF0888Przejeżdżamy przez centrum miasteczka. Ruch niewielki. Zostawiamy samochód koło muzeum i wchodzimy w wąskie uliczki starego miasta. Tu liczne stragany zachęcają swoimi towarami. Tkaniny, szale i ceramika. Nie mogę napatrzyć się na ceramikę. Jest kolorowa i zupełnie inna gama kolorów niż w Turcji czy Iranie. Tam wszystko ma głębokie niebieskie barwy (Iran), lub seledynowe i pastelowe w Turcji. Tu jest pełna gama kolorów bardzo subtelnie dobranych. O dziwo przy tej ilości kolorów nie ma tu kiczu. To jest sztuka dopasować tak kolory, aby tworzyły zgraną paletę. Postanawiam nie kupować niczego. Gdzieś niedaleko jest miejscowość Nebul – centrum ceramiki tunezyjskiej. Tam będzie więcej do obejrzenia.

DSCF0901

Tymczasem idziemy dalej. Jest tu ciekawy meczet. Ładna dekoracja, ale niestety zamknięty. Co w środku nietrudno powiedzieć. Tunezyjskie meczety mają ubogie wnętrza. Najczęściej są tam surowe białe ściany i to wszystko. Za to dekoracje na zewnątrz, często zrobione z płytek ceramicznych 20×20 potrafią zadziwić. Dalej jest sklep-warsztat tkacki. Przyglądam się jak tkacz pracowicie przewija czółenko z jedwabną nitką pomiędzy nitkami osnowy. Wychodzi z tego ciekawy niebiesko-zielony wzór z czerwonym wężykiem. Pytam ile czasu zajmuje mu zrobienie metra tkaniny. Odpowiada mi, przez tłumacza, że jak ma dobry dzień to zrobi 8 cm bieżących. Jak zły to może 5 cm, a czasem tylko 1. Oglądamy jego wyroby na półkach. Piękne są te szale, tylko ile ich mogę mieć. Przypomina mi się jednak, że będę leciał do Polski w grudniu, a szala nie zabrałem ze sobą. Wyszukuję więc ciemny czerwony szal ze złotą nitką. Wiem już, że cokolwiek zapłacę, to i tak nie będzie to zapłacona praca tego człowieka. Tkacz pokazuje mi duży prostokąt tkaniny z frędzelkami. Kolory biały i niebieski przyciągają oko. Tłumaczy mi, że to może być obrus, albo nakrycie na łóżko. Za chwilę pojawia się cała kolekcja obrusów. Każdy w innych kolorach, każdy zachęcający do kupienia i zabrania ze sobą. W końcu decyduję się na ten biało-niebieski. Willa Ridha jest trochę chłodna w nocy, więc będzie dodatkowa ochrona przed zimnem. Żegnamy się mieszanką słów francusko-arabskich. Domyślam się, że pomimo już dość późnej pory jesteśmy pierwszymi, a może jedynymi kupującymi tego dnia.

DSCF0912 DSCF0913Tuż obok warsztatu tkackiego jest duży plac pod gigantycznymi parasolami drzew. A pod nimi oczywiście kawiarnia. Drzewa mają tak rozległe korony, że aż zadziwiają.

Galeria zdjęc z Mahdii:

Mahdia, townCzas wracać. Po drodze jest jeszcze twierdza Fatymidów. Warto więc spędzić tam kilka minut. Żadne źródło nie podaje zbyt wiele informacji na ten temat. Wikipedia podaje sprzeczne informacje. Zdjęć też jest niewiele. Kiedy dojeżdżamy do twierdzy zdumiewa nas jej ogrom. To jest gigantyczne zamczysko, z meczetem i ogromnym cmentarzem obok. Cmentarz, pomimo różnych dziejowych katastrof, zachował wiele grobów z czasów gdy twierdza powstawała, a więc z końca XVI wieku. Zupełnie nie przypomina to cmentarzy z obszaru będącego pod wpływem odłamu religijnego islamu zwanego wahabi. Tam chowa się zwłoki do piasku i zagrabia miejsce pochówku, aby nie pozostał żaden ślad po zmarłym – „człowiek jest niczym, Bóg jest wszystkim”. To hasło widoczne jest w wielu warstwach kultury muzułmańskiej. Wspaniałe meczety nie mają nazwisk swoich twórców, niezwykłe dzieła sztuki islamskiej są kompletnie bezimienne, wspaniałe ornamenty geometryczne nie mają autorów. W parkach i ogrodach nie liczy się pojedyncza roślina, nawet najładniejsza. Wszystko jest przycięte, aby nie było indywidualności – jest za to dywan z roślin, obraz czekającego nas raju. Cmentarz przy twierdzy jest wypełniony grobami z białego marmuru. Stare napisy świadczą, że tu starano się zapamiętać i uczcić zmarłych. Niektóre groby mają tylko napisy, inne mają wyrzeźbione proste elementy dekoracyjne. A wszystko to na zboczu schodzącym łagodnie do błękitnego morza. Dalej widać port, dokładnie ten sam i taki sam jaki za chwilę zobaczymy na rysunkach rekonstruujących przeszłość. Niewiele się tu zmieniło od czasu Fatimidów. Ten sam zamek, ten sam meczet, ten sam cmentarz i to samo morze. DSCF0828 Sama twierdza dość skrupulatnie odnowiona. W środku galeria informacyjna – duże postery francusko-arabskie. Informacji w języku angielskim raczej się tu nie znajdzie. Wędruję więc po salach z małymi oknami, w których kiedyś stały armaty. Armaty wyniesiono na zewnątrz aby nie zasłaniały widoku. A sam widok dech zapiera. Chodzę więc po dachu twierdzy, po murach obronnych. Podziwiam widok na każdą stronę. Słońce grzeje, wiatr od morza chłodzi. Czy może być lepiej?

Galeria zdjęc z twierdzy:

El Kabir, Mahdia

Pora wracać. Jeszcze pożegnalny obiad ze znajomymi i ruszamy w drogę do Tunisu. Z radia słyszę skoczną muzykę arabską. Taka sama była na weselu mojej córki Kasi. To było tak niedawno, a teraz to już tylko wspomnienie. Wtedy po raz pierwszy tańczyłem na weselu dlatego, że chciałem, a nie dlatego, że tak wypadało. Tak naprawdę, to pamiętam tylko dwa momenty z mojego życia, kiedy chciało mi się tańczyć. Ten drugi raz to było kilka lat temu na głównej ulicy Szanghaju. Byłem wtedy po dość trudnych przeżyciach. Kiedy usłyszałem na ulicy Szanghaju skoczną melodię z czasów kiedy była tam kolonia Brytyjska to nagle cała nieprzyjemna przeszłość zniknęła z mojej pamięci, jakbym urodził się od nowa – wolny i zaczynający nowe życie. To było i jest rzeczywiście nowe, wspaniałe życie.

Przy dźwiękach muzyki arabskiej dojeżdżamy do willi Ridha. Czas spać, jutro zaczynam wykłady.