Tags

, ,

Tak naprawdę to nie planowałem tego tekstu. Skłonił mnie do tego list jednego z moich kolegów „Ty to masz dobrze, ja też bym tak chciał”. Ten zwrot powtarza się od czasu do czasu w mojej korespondencji. Ludzie mi piszą „ja też bym tak chciał – jeździć po świecie i opowiadać o matematyce i sztuce lub architekturze”, albo „jak ja bym siedział na Nowej Gwinei, to też bym pisał takie artykuły i woził się po konferencjach. No, ale ja muszę pracować na utrzymanie rodziny”. Mało, kto zauważa, że na to, aby jeździć po świecie i opowiadać o matematyce i sztuce, to trzeba jeszcze coś umieć, aby to opowiadanie nie było kompletnym nonsensem. Mało, kto zauważa, że „siedzieć na Nowej Gwinei” nie znaczy wcale, że jest się na wakacjach i artykuły konferencyjnie pisze się z nudów. Tam też się pracuje i to często bywa znacznie trudniejsze niż praca w Polsce – inny klimat, oddalenie od domu, itd. To wcale nie są wakacje. Popatrzmy, zatem co naprawdę znaczy mieszkać w Tunisie.

Tunis, podobnie jak wszystkie inne miasta na świecie ma swoje dobre strony i złe, ma swoje ładne miejsca i te brzydkie. Wiem, że moje zdjęcia są dla wielu ludzi kompletnie mylące. Pokazuję na nich ładne miejsca i rzeczy, które mi się podobają. Nie pokazuję brzydkich miejsc i rzeczy, o których bym chciał zapomnieć. Dlatego w tym wpisie postaram się pokazać w miarę obiektywnie obie strony tego miasta.

Mieszkam w dużej willi, na bardzo ładnym, biało-niebieskim osiedlu, na skraju miasta. Dokładnie za płotem następnego domu zaczynają się niewielkie, skaliste góry. Domy dookoła są podobne. Każdy ma wysoki, murowany płot. W każdym domu okna są zakratowane lub zakryte mocnymi żaluzjami. Drzwi do każdego domu mają solidny zamek, a czasem i dwa. Wiele z tych drzwi ma jeszcze od środka metalowe sztaby. Przed pójściem spać sprawdza się czy wszystkie okiennice na parterze są dokładnie zamknięte, zamyka się wszystko, co można. Rano procedura jest odwrotna – otwiera się wszystko, aby wiatr przewiał nocny chłód. Przed wyjściem z domu mój gospodarz panicznie sprawdza wszystkie okna i drzwi, włącza głośno radio, aby każdy myślał, że w domu jest ktoś. Kilka dni temu, po wyjściu z domu mój gospodarz zauważył, że na końcu ulicy stoi ktoś i obserwuje ulicę. Mój gospodarz wrócił, więc do domu i jeszcze raz sprawdził wszystkie zamki i okiennice, radio zrobił głośniej.

DSCF0680

Wnętrze Willi Ridha

DSCF0707

Willa Ridha od strony ogrodu

Droga z domu do pracy odbywa się szosą, a właściwie kilkoma szosami, pełnymi samochodów. Wszyscy się spieszą. Każdy jedzie zygzakiem, aby wcisnąć się przed kogoś innego i zyskać kilka metrów. Efekt jest taki, że korki na szosie potrafią być na kilkaset metrów. Potem jest zjazd na kolejną szosę i znowu korki, itd. Mam, więc sporo czasu, aby obserwować pobocza. To, co widzę jest obrazkiem, jakich nie pokazuje się na zdjęciach – stosy śmieci, gromadki ludzi tuż przy jezdni próbujących złapać jakiś transport do centrum. Jest metro i są autobusy. Tylko, że autobusy są rzadkie, bardzo brudne i zatłoczone do granic możliwości. No i jeżdżą bardzo rzadko. Autobus 27A, którym mógłbym dojechać do pracy jeżdzi raz na godzinę. Inne autobusy jadą gdzieś na drugi koniec wielkiego Tunisu.

Metro to jeszcze inna historia. Kształt linii metra przypomina gwiazdę, ze środkiem w centrum miasta, oraz końcami w wybranych dzielnicach-miasteczkach Tunisu. Tunis składa się z kilkudziesięciu miasteczek. Centre Ville jest jego środkiem. Dookoła są inne miasta-dzielnice, np. Cite Khadra, Mutuelle Ville, Cite Ariana, Cite el Ghazela, itd. Każde z tych miasteczek jest rzeczywiście osobnym miastem. Tu jest zawsze osobne centrum sklepowe, meczet, rada miejska, itd. Pewne z tych miasteczek połączyły się, ale dzieląca je szosa ma tylko kilka wybranych miejsc, gdzie przechodzień może przedostać się przez rzekę samochodów na drugą stronę szosy. Wiele innych miasteczek jest tak odizolowanych od innych, że trzeba pokonać kilka kilometrów, aby przejść z jednego do drugiego. To wszystko sprawia, że trzeba mieć swój samochód lub korzystać z miejskiego transportu. Kiedy dojeżdżam do pracy autobusem, to sam autobus nie wystarcza. Wysiadam na przystanku końcowym autobusu, muszę przedostać się przez szosę do sąsiedniego miasteczka – Cite el Menzah. Ta szosa na szczęście nie jest aż tak zatłoczona. Teraz muszę przejść w poprzek Cite el Menzah i dostać się do miasteczka Mutuelle Ville i na drugim jego końcu mam uczelnię. Innej możliwości w zasadzie nie ma. Można wziąć taksówkę, ale wtedy korki i tak niczego nie przyspieszą.

Ciekawie wyglądają poszczególne miasteczka. Każde z nich ma swój charakter, swoją urodę i swoją brzydotę. Lubię el Menzah. Jest tu wiele interesujących willi. Każda oczywiście jak twierdza z murem i kratami, ale jak się do tego przyzwyczaić to wtedy widzi się niesamowite zarośla kwitnących bugenwilli wychylających się ponad płotem. Jest również wiele innych kwitnących roślin, których nazw nie znam pomimo wielu lat wałęsania się po Bliskim Wschodzie. Obok nawet najładniejszej willi może być dom, który nie został wykończony i przez wiele lat zamineniał się w trwałą ruinę. El Ghazela, w której mieszkam, jest zupełnie inna. Zachodnie osiedle jest ładne i w miarę zadbane. Natomiast centrale i wschodnie osiedla są rozbałaganione do granic możliwości. Dwie główne ulice przecinające się w środku miasta są w dużej części bez asfaltu. W czasie suszy jest tu zawsze chmura kurzu nad ulicami.

DSCF1623

Typowe miasteczko Tunisu, tu el Ghazala zachodnie osiedle

Architektura willi tunezyjskich potrafi zadziwić nawet bardzo wybrednego konesera budownictwa. Willa Ridha, w której mieszkam ma duże otwarte przestrzennie w środku. Prawie każde pomieszczenie jest na innym poziomie. Schodkami w górę, schodkami w dół jak u Chormańskiego. Pewnie gdybym nie chodził tyle, to bym narzekał. Lubię jednak te rożne poziomy i sprawia mi przyjemność oglądanie tak zagospodarowanej przestrzeni. Co innego w nocy, gdy trzeba przejść z sypialni do toalety i gdzieś po drodze są dwa marmurowe schodki, których nie widać w ciemności. Ogród dookoła Willi Ridha jest równie ładny jak ogrody przy innych domach. Wszędzie widać dojrzewające, niezależnie od pory roku, cytryny lub pomarańcze. Teraz jest pora granatów. W wielu willach dorodne granaty zwisają przez płot na ulicę. Nikt się nie irytuje jak zerwie się owoc z cudzego ogrodu. W sklepach jest również duży wybór granatów. Tylko na tym trzeba się trochę znać. Koneserzy granatów spojrzą i wiedzą, jaka to odmiana. Dla mnie wszystkie wyglądają jednakowo. Dopiero po rozłożeniu owocu na kawałki widzę, że mam dobry, albo zły owoc. Cena kilograma granatów, tych dobrych, to 3 zł.

DSCF0925

Granaty czekają na zerwanie

Innym urokiem tutejszych willi są ich skromne ozdoby. Białe mury i balkony z kolumnami z beżowego piaskowca wyglądają tak jak domy w stosunkowo niedalekiej Alhambrze w Hiszpanii. Zachwycam się kolorowymi płytkami na ścianach wielu willi. Są wyjątkowo ładne. Ceramika tunezyjska jest inna niż ta w Turcji, Egipcie czy w Europie. Matematyk zauważy tu liczne symetrie, artysta będzie podziwiał kolory, a architekt dopasowanie płytek do architektury. To wszystko potrafi zauroczyć każdego. Niestety koło nawet najładniejszej willi, czy bogatej rezydencji, możemy zobaczyć wysypisko śmieci, które wywozi się raczej rzadko. Podobno Tunis dostał od Unii Europejskiej duże pieniądze na posprzątanie miasta. Ile? Trudno zgadnąć. Każdy wymienia inną liczbę, zawsze grube miliony euro. Tylko jak narazie nie ma kto tych pieniędzy zagospodarować i rzeczywiście posprzatać. Aczkolwiek w ostatnim tygodniu zaczęło coś się dziać. W kilku miejsach widziałem spychacz przesuwający smieci w jedno miejsce.

DSCF1679

Ceramika na ścianach domów

Centrum Tunisu to el Medina. Jest to najstarsza część miasta. To jest ten oryginalny Tunis. Kiedy po raz pierwszy znalazłem się w pobliżu tego miejsca, była już noc, ktoś mnie powstrzymał przed wejściem tam „o tej porze tam się już nie wchodzi”. Do el Medina wróciłem kiedyś w dzień. Zdołałem przejść tylko niewielki fragment, aby być kompletnie zauroczony tym miejscem. Stragany, wielopiętrowe sklepy z dywanami, i domy. Wszystko to pod jednym wspólnym dachem. A właściwie pod wieloma dachami połączonymi ze sobą. Wyjście na dach el Medina było chyba największym moim przeżyciem w Tunisie. Krajobraz wręcz bajkowy, choć to wszystko jest mocno zaniedbane i częściowo zrujnowane. Trzeba milionów dinarów, aby el Medina była mniej zaniedbana czy bardziej elegancka. A może nic nie trzeba? Być może el Medina powinna zostać taka, jaka jest – piękna, tajemnicza, czarująca każdego swoimi zakamarkami. Wiem, będę tam wracał jeszcze wiele razy. O tym opowiem przy innej okazji.

DSCF1102

Na dachu el Medina