Tags

,

Zupełnie niedawno jeden z moich kolegów przysłał mi interesujący tekst. Tekst nie miał autora, tytuł był inny niż ten powyżej. Po przeszukaniu Internetu znalazłem zarówno autora jak i sam tekst w oryginalnej wersji. Pomyślałem sobie, że warto go tu wstawić, aby go w jakiś sposób zapamiętać. Myślę, że sam autor nie będzie miał mi tego za złe, gdyż tekst ten od dawna “wałęsa się” po Internecie, często w bardzo mocno zmienionych wersjach. Zapraszam do przeczytania. Warto.

Robert Mazurek – Manifest rencisty

Świat, droga młodzieży, wyglądał kiedyś nieco inaczej. Nie budziła nas, dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków, telewizja śniadaniowa, przez co nie wiedzieliśmy o istnieniu otyłych karlic akrobatek, czipendelsów i kotów, które mówią brajlem. Budził nas radziecki budzik, który za nic w świecie nie chciał chodzić tak, jak mu hejnał z wieży mariackiej kazał. A jednak zążaliśmy do szkoły.

Na śniadanie jedliśmy kanapki z pasztetową, na święta – szynkę, która psuła się po dwóch dniach. Sery były – jeśli były – dwa: żółty i biały. Nazwy były równie umówne, jak ich ceny i kolory. Nikt nie jadł lunchu. Były drugie śniadania- kanapki starannie zapakowane przez mamy w papier śniadaniowy, który poddawano domowemu recyklingowi i jesli się nie ubrudził, wykorzystywano go ponownie. Jadano też obiady: ziemniaki i tłuste sosy, kotlety. Mało warzyw i ryb. Na kluski mówiliśmy makaron, nie pasta, bo pastą smarowalismy chleb lub czyścilismy buty. Nikt nie znał słowa cholestelor i jadł tyle jajek, ile chciał, a jednak nie umieraliśmy masowo na serce.

Nauczyciel, który potrafił przylać linijką lub połamać wskaźnik na niejednej pupie, kazał nam wkuwać mnóstwo definicji i wzorów, nękał klasówkami i straszył widmem powtarzania klasy. Mimo to nie mieliśmy jakiejś nadzwyczajnej traumy. Szczerze mówiąc, nie znaliśmy tego słowa ani nie byliśmy pod opieką terapeuty. Nie uczyliśmy się angielskiego i nie chodziliśmy na balet. Żeby umówić się z kumplami na piłkę, nie dzwoniliśmy od nich wcześniej, tylko wpadaliśmy po nich do mieszkania albo darliśmy się pod oknami, żeby wyszli. Nie zabraniał nam tego nikt z TVN Style.

W owych czasach papier toaletowy występował głównie w parówkach i mortadeli, a proszek do prania prał ciuchy białe i kolorowe. Jeśli prał. Nie było kremów na dzień, na noc, na zimę i lato. Była nivea. Mimo to nie cuchnęliśmy, ani nie padaliśmy na dyzenterię. Byliśmy niemodnie ubrani, a jednak udawało nam się umówić z dziewczynami, które – nie wymawiając – też nie wiedziały, kto to Jaga Hupało.

Nasi starzy nie dzwonili do nas na komórki i nigdy nie wiedzieli, gdzie naprawdę jesteśmy. Nie odwozili ani nie odprowadzali nas do szkół, odkąd skończyliśmy siedem lat. Jakimś cudem oni nie zeszli na serce, a mu nie padaliśmy ofiarą pedofili ani seryjnych morderców, a na źle oznakowanych przejściach dla pieszych nie rozjechały nas samochody. A przecież jakieś jednak jeździły. Nie robiliśmy sobie zdjęć do Naszej-klasy spod opery w Sydney ani spod piramid. Jeździliśmy na kolonie i obozy, zrzucaliśmy się na oranżadę w woreczku i ciastka. nie wiedzieliśmy, co to taniec z gwiazdami, Tusk, Kaczyński, emancypacja kobiet i prawa zwierząt.

Aus: Dziennik, 04.03.2008